Recenzja filmu

Mali bohaterowie (2016)
Anne-Dauphine Julliand
Maria Brzostyńska

Hakuna matata

Otóż to, reżyserka rejestruje intrygujący paradoks: dzieciaki o smutnych spojrzeniach opowiadają do kamery o swoich chorobach z dorosłą powagą i mądrością, ale wciąż pozostają dzieciakami. Czasem
"Bycie chorym nie przeszkadza w byciu szczęśliwym. Myślę, że nic nie może w tym przeszkodzić". "Jest się szczęśliwym, kiedy otaczają cię ludzie, których kochasz". Jeśli brzmi to dla was jak maksymy jakiegoś duchowego mistrza, wypisy z new-age'owego podręcznika "jak żyć?" albo – co najmniej – słowa kogoś dorosłego, trzy razy pudło. Powyższe słowa mądrości wypowiadają bowiem tytułowi "mali bohaterowie" filmu Anne-Dauphine Julliand: przedszkolaki, pierwszoklasiści, dzieci. Od rówieśników różniący się tylko tym, że każdy z nich zmaga się z jakąś poważną, potencjalnie śmiertelną, chorobą. Na tym kontraście opiera się dokument Julliand: z jednej strony mamy młodziutkich bohaterów, z drugiej – stojące przed nimi wyzwanie, najtrudniejsze z trudnych.


Ktoś ma problemy z oddychaniem, ktoś z nerkami, ktoś z nadwrażliwą skórą, ktoś walczy z nowotworem. Tu wystająca z nosa rurka, tam bandaże i rękawiczki ochronne, jeszcze gdzieś pompka ukryta w noszonym bez przerwy plecaku. Badanie za badaniem, wizyta za wizytą, zabieg za zabiegiem: chemioterapia, dializa, morfina i inne straszne słowa. Reżyserka dokumentuje codzienne zmagania swoich małych protagonistów, podążając za nimi drogą przez mękę, od szpitala do szpitala, od gabinetu do gabinetu. A jednak "Małym bohaterom" daleko do seansu filmowej martyrologii. Choć to film pełen empatii, współczujący, to zarazem taki, który nie daje się porwać czarnowidztwu. Zresztą wzorem bohaterów właśnie.
 
Julliand pokazuje bowiem, że ponura diagnoza nie musi oznaczać rezygnacji z życia, czy – właśnie – szczęścia. Choć owi "mali bohaterowie" muszą wykazać się dojrzałością grubo ponad swój wiek, nie tracą niewinności. Grają w piłkę nożną i badmintona, w przedstawieniu i na pianinie, bawią się, biegają, żartują. Jeden z nich bez mrugnięcia okiem wymawia skomplikowaną nazwę jakiegoś zabiegu, ale odlicza dni, nazywając je… "spankami". Inny pociesza kolegę słowami "hakuna matata", łącząc mądrość życiową z cytatem z popularnej animacji. Otóż to, reżyserka rejestruje intrygujący paradoks: dzieciaki o smutnych spojrzeniach opowiadają do kamery o swoich chorobach z dorosłą powagą i mądrością, ale wciąż pozostają dzieciakami. Czasem objawia się to zniecierpliwieniem, załamaniem, płaczem, dąsami, ale Julliand nie stawia im przecież pomnika, nie wynosi tytułowego bohaterstwa na poziom superbohaterstwa. A jej film i tak emanuje przede wszystkim podziwem dla małych protagonistów. 


Docenić trzeba odwagę rzucenia się na wody tak ciężkiego tematu. Oczywiście, nie wypada porównywać dylematów reżyserki z ciężarem, jaki dźwigają na barkach jej mali rozmówcy, ale wciąż warto Julliand pochwalić. W przypadku takiego projektu cała realizacyjna technologia i fabularna mechanika pozostają przecież drugorzędne wobec potrzeby nawiązania kontaktu z bohaterami. Reżyserka musiała sprawić, by poczuli się oni bezpiecznie, by otworzyli się przed kamerą, by nie odebrali obecności ekipy jak kolejnego dopustu. Udało się: "Mali bohaterowie" to dokument cichej, spokojnej obserwacji, bez żadnych fajerwerków, bez "potrząsania akwarium", by wydobyć szczególną "wartość dokumentalną". Na pierwszym miejscu – zresztą zgodnie z tytułem – są tu bohaterowie. Wielkie kino? Gdzieżby tam. Ot, kino w ludzkiej skali. Czasem to dużo. 
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones